poniedziałek, 3 marca 2014

Włóczykij 2014, czyli o wyższości mleka w tubce nad żelami energetycznymi

Jeden raz raz jedn próba bloga.
Raz jeden raz.

Kolejny weekend postanowiłam spędzić biegając po lesie. Wybrałam się do uroczego Gryfina w zachodniopomorskim na Włóczykij Trip Extreme, organizowanym w ramach festiwalu Włóczykij. Trasa TP50.

Dojazd - ponieważ lubię być niezależna, a i zbytnio nie miałam innych opcji, padło na PKP. Na forum zgadałam się z Pawłem M., więc towarzystwo miałam zapewnione. Niestety, przez to nie pospałam w pociągu, ale już wiem na przyszłość, że przed rajdem nie siedzi się do 1.30 w knajpie. O 11 jesteśmy w Szczecinie, mamy półtorej godzinki przerwy, więc idziemy na hmmm lancz ;) do sieciowej knajpy serwującej potrawy z kurczaka. A potem znów pekap i po 13 jesteśmy w Gryfinie.

Znalezienie bazy nie sprawia trudności, więc szybka rejestracja i chwila drzemki. Start jest przewidziany na 16.30.

Koło 16.30 tłumnie wylegamy przed szkołę i czekamy. Czekamy.
Czekamy.
W końcu pojawiają się organizatorzy, pakują nas do autobusów i wywożą w siną dal (a konkretnie do Kołbacza). Dostajemy mapy - mamy 13 pk, niby scorelauf, ale jednak trzeba dotrzeć do bazy, więc kolejność narzuca się sama.
Punkty wchodzą dosyć sprawnie, przeloty proste, więc sporo (jak na mnie) podbiegamy. Zgarniamy 15,13,4,7,100,19 i lecimy do 16, gdzie jest pi stop, na którym mają być naleśniki. Są. Jest też dobra pomidorowa, której wciągam dwa talerze. Mojego naleśnika oddaję Pawłowi. Paweł narzeka, że jakoś mało słodkie te naleśniki, wtedy wyciągam magiczną tubkę z czekoladowym mlekiem skondensowanym i robimy mały tunning. Po tym już są dużo lepsze.

podkradzione ze szczecin.gazeta.pl




Po 50 minutach opuszczamy 16 i kierujemy się na W, do 6. Teraz czeka nas odcinek "górski". 12 wchodzi ładnie, przy 88 spotykamy grupę zawodników szukających punktu. Paweł na chwilę znika mi z oczu, ale po chwili zbiega z górki i mówi, ze znalazł punkt. Napieramy dalej. W okolicach 5 trochę błądzimy, znajdujemy źródlisko i... mijamy punkt. Jednak odwracając się widzimy skupisko czołówek i lokalizujemy lampion. Lecimy dalej. Zaliczamy 33, zostaje 49. Tutaj trochę zamieszania, ale w końcu z grupą innych zawodników trafiamy. Teraz juz tylko do bazy.


Napieramy na zachód i dochodzimy do całkiem ładnej asfaltowej drogi. I tu następuje totalne zaćmienie i idziemy w kierunku, w którym nie powinniśmy, czyli na N.
I to sporo idziemy.
Dopiero, gdy odnajdujemy czerwony szlak, mniej więcej się lokalizujemy i zdajemy sobie sprawę z naszej mega wtopy. Obracamy się o 180 stopni i drałujemy do bazy. Straciliśmy chyba z godzinę, spadło nam morale. Ale do bazy trzeba wrócić :)

Jesteśmy o 4.11, zajmujemy miejsca 44.(Paweł M) i 45(ja). Marzę tylko o tym, żeby pójść spać.

W niedzielę rano jest jeszcze spacer po Gryfinie. I pekap do Szczecina. Na dworcu żegnam się z Pawlem, wrzucam bagaż do przechowalni i idę zwiedzać Szczecin. Nigdy nie byłam, a co, połażę sobie.

Po 3 h marzę już tylko o spaniu, więc pakuję się w pociąg i śpię całą trasę do Pnia.

I jest poniedziałek wieczór, a ja jestem jakaś taka zmęczona. Jutro finał Poznaj Poznań nocą. Na szczęście idę z Pauliną na OPEN. Paula nigdy nie była na BnO, niech się dziewczyna uczy. Ja jutro na mapę nie patrzę :)

1 komentarz:

  1. Ale masz parcie na zawody ! Czekam na relację z zawodów Poznań Nocą
    Paweł

    OdpowiedzUsuń